Kontradyktoryjność w polskim procesie karnym
„Każda władza demoralizuje, a władza absolutna demoralizuje absolutnie”Kontradyktoryjność w polskim procesie karnym – co to takiego?
Pojęcia łacińskie w teorii prawa są zrozumiałe, ale od tego czasu minęło blisko 2000 lat i żadna dziedzina życia nie jest tak bardzo podatna na polityczne zabarwienie, jak teoria prawa. Któż ze starszych prawników nie pamięta z wykładów uniwersyteckich pojęcie „demokracja socjalistyczna” – konia z rzędem temu, kto dzisiaj umiałby zdefiniować to pojęcie. Demokracja to rządy ludu, obywatelskie, a ustrój państw komunistycznych był tego pojęcia zaprzeczeniem, a mimo to używało się w teorii pojęcia „demokracja socjalistyczna” i przymiotnik dodany do znanego od czasów greckich, pojęcia, miał z jednej strony zafałszować istniejący stan rzeczy, z drugiej zaś strony stanowić wyróżnik czegoś lepszego.
Podobnie się ma rzecz z zasadą kontradyktoryjności w polskim procesie karnym – pamiętam te napuszone wykłady i monografie nawet tak zatytułowane, które wykazywały, iż polski proces karny jest procesem na wskroś spornym, dwutorowym, a przede wszystkim o równoprawnych pozycjach stron procesowych. Jeszcze do dzisiaj można się spotkać z poglądami teoretyków prawa o kontradyktoryjności polskiego procesu karnego, a przecież hasła takiego nie ma już w najnowszej encyklopedii PWN z 1996 roku i następnych wydaniach i między „kontrabasem” a ”kontrafagotem”, brakuje jakoś kontradyktoryjności. Encyklopedia prawa w Wydawnictwie Becka z 2000 roku przewiduje hasło „zasada kontradyktoryjna”, ale pod tym hasłem pod literą „K” – istnieje odnośnik do procesu cywilnego i dopiero w tej encyklopedii pod nazwą „proces cywilny” – odnajdujemy formułowaną „zasadę kontradyktoryjności”.
Co to zatem jest ta kontradyktoryjność i jak się ona ma do polskiego procesu karnego?
Kontradyktoryjność to, jak wyżej wskazałem, sporność, dwutorowość, równoważność pozycji stron procesowych i wyraźne oddzielenie funkcji orzeczniczych od roli stron procesowych w zakresie postępowania dowodowego. Antynomią pojęcia kontradyktoryjności jest inkwizycyjność, a więc skupienie wszystkich ról procesowych w jednym ręku organu, oskarżającego, broniącego, a następnie orzekającego w procesie. W idealnym kształcie żadna z tych zasad obecnie nie jest już nigdzie realizowana i najbardziej zbliżona do pojęcia inkwizycyjności była charakterystyka procesu późnego średniowiecza, która zresztą funkcjonowała historycznie również pod tym samym pojęciem.
Proces karny kontradyktoryjny najbardziej kojarzy nam się z procesem anglosaskim, gdzie rolą sądu jest czuwanie nad prawidłowym przebiegiem postępowania w sprawie, a następnie orzekanie bez jakichkolwiek możliwości wpływania na jakość, ilość i kształt przeprowadzonych dowodów.
Teoria prawa jest plastyczna, a zatem tworzą się nowe pojęcia i tak np. w przypadku kary łącznej, czy wyroku łącznego, dawniej istniały pojęcia kumulacja i absorpcja, to niedawno odkryłem istnienie pośredniego pojęcia o nazwie „asperacja”. Pojęcie to jest zresztą eufemizmem, dlatego, że jest pojęciem niedookreślonym i można sobie wyobrazić asperację zbliżoną do kumulacji, jak i do absorpcji – co powoduje możliwość przywołania charakterystycznego pasztetu pół na pół z królika i żubra.
Wracając do pojęcia kontradyktoryjności w polskim procesie karnym, zastanówmy się, jakby wyglądał nasz proces karny, gdyby w art.167 kpk poprzestać na pierwszym zdaniu, w art. 366 § 1 kpk również poprzestać na pierwszym zdaniu ( wykreślając dalszą część zdania od słowa „bacząc” ), a także np. likwidując § 3 art. 370 kpk. Teoretycy prawa upatrują kontradyktoryjność polskiego procesu karnego w brzmieniu art. obecnego 367 §1 kpk (dawny art. 315 kpk), a więc w prawie do wypowiadania się każdej ze stron procesu w każdej kwestii, podlegającej rozstrzygnięciu. Wyłączenie istnienia przepisu art. 367 §1 kpk praktycznie rzecz biorąc sprowadziłoby charakter procesu do procesu inkwizycyjnego, a więc nie to jest wyróżnikiem zasady kontradyktoryjności. Ustawodawca w ostatnim czasie wprowadzał instytucje, które mają bardziej ubarwić zasadę kontradyktoryjności – jest to np. przepis art. 370 § 1, który przewiduje kolejność zadawania pytań w postępowaniu przed sądem, jednakże treść § 3 tego samego przepisu, praktycznie niweluje intencje ustawodawcy i w praktyce sądowej doprowadza do tego, iż przepis art. 370 § 1, nie przyjął się w polskim procesie karnym.
Czy, gdyby wyeliminować przepis § 3 art. 370, podobnie jak to jest w art. 406 kpk odnośnie kolejności głosów stron, który to przepis nie budzi żadnych wątpliwości – czy można by było w praktyce całkowicie niweczyć ratio legis przepisu art. 370 §1 kpk? Te uwagi mające znaczenie dla odpowiedzi na pytanie, czy polski proces jest kontradyktoryjny, czy inkwizycyjny, albo bliżej której z tych zasad się sadowi, trzeba zastanowić się nad aspektem psychologicznym orzekania. Sędzia, który na podstawie art. 366 § 1 kpk zobowiązany jest nie tylko do zbierania materiału dowodowego, ale także do pełnienia funkcji wychwytującej aspekty patologiczne wykraczające nawet poza proces karny – jest z konieczności zobowiązany do zastępowania w fazie procesu roli oskarżyciela, szczególnie wówczas gdy uważa, że materiał mu przedłożony jest mało kompletny. Sędzia z natury rzeczy jest człowiekiem, a więc przywiązuje się po lekturze akt do własnych przekonań i własnych poglądów, które później zmaterializują się w orzeczeniu i jeżeli przyjąć, że to naturalnym ludzkim odruchem jest przekonanie, że wśród innych prawników, właśnie ja mam rację – danie w ręce sędziego prawa do dopuszczania dowodów z urzędu, do niekontrolowanego przesłuchiwania dowodów osobowych, właśnie niweczy kontradyktoryjność polskiego procesu karnego.
Słynny pisarz historyczny, a także aforysta Karol Bunsch mówi, że „prawo jest jak nóż, który powinien być ostry, ale używać go należy ostrożnie” – przyzwyczajenia do używania noża codziennie i z obowiązku, tak jak to jest w polskim procesie karnym – stępia wrażliwość sądu, który swe przekonanie co do winy i kary, mógłby kształtować tylko wtedy dobrze, gdyby w przebieg procesu od strony merytorycznej nie musiał być zaangażowany.
Zastanówmy się, jak wygląda Temida, oczy ma zawiązane, ale przecież uszy niczym nie zatkane i tak właśnie wyobrażali sobie starożytni funkcję orzeczniczą sądu. Zdaję sobie sprawę, że pogląd mój, iż polski proces karny w żadnym zakresie nie jest kontradyktoryjny, jest poglądem kontrowersyjnym, ale tylko taki pogląd może wzbudzić dyskusję, w jaki sposób zmieniać proces karny tak, aby stał się procesem spornym, podobnie jak proces cywilny, w którym przecież już te zmiany nastąpiły.
Szczecin, 2009